Husky zaatakował w środę po południu dziecko na os. Staszica. - Maluch jest w szpitalu, jego życiu nic nie zagraża - mówi Sławomir Konieczny z wydziału prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie.
Ala ma roczek. Jest dzielna. Prawie nie płacze, gdy w czwartek odwiedzamy ją na oddziale chirurgii dziecięcej w gorzowskim szpitalu. Ale tuli się do mamy bez przerwy. Z daleka widać jej pogryziony policzek. Sterczą z niego szwy. Rana jest świeża. Tak samo jak wspomnienie środowego popołudnia.
- To była chwila. Szłyśmy sobie chodnikiem po osiedlu Staszica. Zobaczyliśmy pana z psem husky. Gdy nagle Alicja się do niego zbliżyła i próbowała dotknąć, zwierzę skoczyło jej do twarzy... - mówi gorzowianka.
Potem był szpital, szycie, płacz i nerwy. Bo choć pogryzienia są już pozszywane, to ciągle jest strach. - Blizny mogą być widoczne przez lata. Rany szarpane goją się źle, źle się je szyje. Nie wiadomo też, czy nie wda się zakażenie - tłumaczył nam dziś ordynator Piotr Gajewski. Gdy rozmawialiśmy o Alicji, czekał ciągle na dokumenty potwierdzające szczepienie psa. Bez nich nie może małej wypisać do domu.
Ale pogryzione przez psy dzieci to w szpitalu codzienność. Niemal co dnia on i jego lekarze pomagają maluchom pogryzionym przez psy. - Bo głupota niektórych ludzi jest niezbadana... - zawiesza głos lekarz. Tym razem też zawiniła głupota.
Huskiego na spacerze prowadził 69-letni Jerzy T. Policja ma listę błędów: zwierzę było bez kagańca, 69-latek nie był jego właścicielem i - to najważniejsze - wyszło, że Jerzy T. był podczas przechadzki kompletnie pijany. - Podczas badania, że miał ponad 2,2 promila alkoholu -mówi Sławomir Konieczny z wydziału prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie. I tak 69-latek trafił do izby zatrzymań na wytrzeźwienie (jeszcze dziś nie doszedł do siebie), a mała Ala do szpitala na leczenie.
- To była chwila. Szłyśmy sobie chodnikiem po osiedlu Staszica. Zobaczyliśmy pana z psem husky. Gdy nagle Alicja się do niego zbliżyła i próbowała dotknąć, zwierzę skoczyło jej do twarzy... - mówi gorzowianka.
Potem był szpital, szycie, płacz i nerwy. Bo choć pogryzienia są już pozszywane, to ciągle jest strach. - Blizny mogą być widoczne przez lata. Rany szarpane goją się źle, źle się je szyje. Nie wiadomo też, czy nie wda się zakażenie - tłumaczył nam dziś ordynator Piotr Gajewski. Gdy rozmawialiśmy o Alicji, czekał ciągle na dokumenty potwierdzające szczepienie psa. Bez nich nie może małej wypisać do domu.
Ale pogryzione przez psy dzieci to w szpitalu codzienność. Niemal co dnia on i jego lekarze pomagają maluchom pogryzionym przez psy. - Bo głupota niektórych ludzi jest niezbadana... - zawiesza głos lekarz. Tym razem też zawiniła głupota.
Huskiego na spacerze prowadził 69-letni Jerzy T. Policja ma listę błędów: zwierzę było bez kagańca, 69-latek nie był jego właścicielem i - to najważniejsze - wyszło, że Jerzy T. był podczas przechadzki kompletnie pijany. - Podczas badania, że miał ponad 2,2 promila alkoholu -mówi Sławomir Konieczny z wydziału prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie. I tak 69-latek trafił do izby zatrzymań na wytrzeźwienie (jeszcze dziś nie doszedł do siebie), a mała Ala do szpitala na leczenie.
SUPER INFO!!!
OdpowiedzUsuń